piątek, 18 kwietnia 2014

Wiersz przed Wielkim Wydarzeniem

Oczekiwanie

W oczekiwaniu na Chrystusa
jestem jakby osobna.
Są we mnie słowa zdrady
i trzydziestu srebrników.
Moja wiara-niewiara
wyczekuje zakończenia
tego co nieuchronne.
Nie jestem jeszcze gotowa Jezu
na Twoje Zmartwychwstanie.


Ewa Zygadło
Wrocław, 16.04.2014


Adios Maestro!

Pustka. Odszedł Wielki Mistrz. Dla mnie także mój pisarz, bardzo osobisty. Jego książki towarzyszyły mi w różnych okresach mojego życia. Gdy myślę - "Sto lat samotności - to myślę nie tylko o książce, ale o tym co się wtedy działo. Jak ważnym była dla mnie odkryciem, bo odkrywała dużo więcej niż można było przeczytać. Podobnie jest z "Miłością w czasie zarazy". Pojawiła się w bardzo szczególnym momencie mojego życia i to w dwóch językach - po francusku, a potem po polsku. Gdy o niej myślę - myślę także o tamtych dniach, które na zawsze zostały we mnie. Taki był dla mnie Gabriel Garcia Marquez. Był kimś wyjątkowym i kimś bardzo ważnym. Jego stratę odbieram jak stratę kogoś bliskiego. Adios Maestro!

Gabriel Garcia Marquez - odszedł w Wielki Czwartek Wielki Człowiek


Dostałam list zatytułowany "List otwarty do Ewy Z."

List otwarty do Ewy Z.

Nie znamy się i nie rozmawiamy o poezji. Ale może porozmawiamy. Porozmawiajmy jednostronnie, czyli ja mówię, a Pani nic nie mówi, bo nie zna mnie, bo nie wie, że do Niej piszę.
Ponieważ to są tematy, które dla niewielu ważne, dla mnie najważniejsze, dla większości omijane, raczej zabawne, albo nijakie, ignorowane z samej ich natury:

Poezja moja Pani to stan umysłu, swoiste zaczadzenie ideą, permanentna potrzeba przetwarzania obserwowanego na słowo, transpozycja i deformacja.
Poetą się jest, nie jest, albo bywa. Zdecydowanie wolę tę pierwszą opcję. No i kiedy chwalą jako poetę należy do tego podchodzić wyjątkowo nieufnie. Prawie zawsze jest jakiś wymierny powód chwalenia. Poeta winien być niewrażliwy na wyrazy zachwytu oraz osobliwie wrażliwy na krytykę, naiwny światem, wyrachowany codziennością. Ponieważ buduje – niech stanie się budowniczym, architektem z własną kielnią. Ponieważ destruuje – niech odwiedzi pobliski skup złomu, poprzygląda się namiętnie firmom z liniami do sortowania odpadów.
Gwiazdy nie są wyzwaniem. Wyzwaniem są osoby okadzone mianem znajomych lub nie daj Boże przyjaciół.
W wierszach nie ma masła, a jeżeli jest, to nie są wiersze. W wierszach nie ma chili, a jeśli jest, powinno być dawkowane z umiarem. Wiersz jest albo autentyczny, albo powinno się go spalić. Znakomita większość tekstów nadaje się na spalenie na stosie ofiarnym. Każdy z poetów powinien mieć swoje prywatne rytualne krematorium. I niech ono pracuje pełną parą! To co się uchowa niech pójdzie między żarna: czystą mąkę przesieje się później – i tak z reszty najczęściej mamy zakalec.
Gdzie jest zatem poezja? Otóż najczęściej w plewach. Te mało kogo obchodzą, mało kto je dostrzega – przychodzą zadrą w oku po latach przywianą przypadkowym wiatrem. Ten wiatr jest poza grupami i stowarzyszeniami, poza salonami i antysystemowymi wyzwaniami. Cóż po nich pozostanie?
Tu nie ma miejsca na oświadczyny, albo na rozliczenia z zawałem ojca. Nie ma miejsca na strzały z pistoletu, słodkie pączki i pierdolety w rodzaju: „lubię to, tweetnę kilkanaście słów, albo mama cię zabije, kiedy się dowie że paliłeś”.
Przyjdzie przypadkowy chromy na głowę poeta, napisze wiersz. Nie wyda, bo go nie lubią. Wyda bo oszczędzi na wódce, albo polubił go ktoś, kto nie zna się na poezji, albo na zależnościach. Za kilkadziesiąt lat przyjdzie na przykład taki BOY-BIS. Powie: to jest poezja, albo nie powie, tylko będzie czytał. Czytanie czasami wystarczy. Nieśmiertelność gwarantowana.
Tylko po co?
Na koniec zasadnicze pytanie: poezja? panie, a na co to komu? trzy metry pod niebem i aniołami, które kojarzą się z kiczem. Coś się dzieje, coś się zaczyna – nie ważne, że tylko w głowie. Dajmy sobie uciąć nasze głowy! Wystawmy je na licytacje! A potem napiszmy o tym wiersz.
I tak nikomu nie powinno się wierzyć! W poezji zwłaszcza!

piątek, 4 kwietnia 2014

Moje przemyślenia wierszem pisane

Tu i teraz
teraz i tu
zaczepić myśli
o skrawek nieba
plac zabaw
drzewo
być.


xxxxxxxxxx


Jesteśmy jak dzieci
w beztrosce marzeń
zostawiamy na ławce
nasze ja
wygrzewamy się w słońcu
istniejemy
tak po prostu.



Ewa Zygadło
Wrocław, Park Południowy

Plac zabaw 29.03.2014

Chimammanda Ngozi Adiche - nigeryjska pisarka


Opowieść Nigeryjskiej pisarki - niebezpieczeństwo opowiadania jednej historii

Fioletowy hibiscus - Chimamanda Ngozi Adiche

Fioletowy hibiscus - już dawno nie zachwyciłam się tak bardzo i powieścią i jej autorką. A wszystko zaczęło się przypadkowo, od występu Adiche na Tedexie, na który trafiłam, jak to często w sieci bywa, przeglądając co ciekawego słychać wśród pisarzy. Krótka opowieść nigeryjskiej pisarki o tym jak niebezpieczne jest pisanie tylko jednej historii, z jednej perspektywy o życiu ludzi w różnych krajach spowodowało, żę sięgnęłam po jej książki. I moja przygoda z Adiche rozpoczęła się właśnie od Fioletowego hibiskusa.
Jest to przepiękna, wzruszająca historia młodej Nigeryjki Kambili i jej rodziny. Przejmująca, chwilami urocza,chwilami mroczna, osadzona w rzeczywistości Nigerii połowy lat 90-tych. Nakreślając w tle sytuację polityczną, pokazuje także lokalne zwyczaje, kolory, klimat, roślinność. Czytając czuje się atmosferę tamtej Nigerii i uczestniczy w życiu afrykańskiej, dobrze sytuowanej rodziny. Niesamowite jest to, że nie znając tego kraju, po przeczytaniu jedynie kilku kartek powieści, zostajemy wciągnięci do wnętrza życia rodzinnego młodej Kambili. Widzimy udręczoną mamę i brata Kambili, czujemy twardą rękę ojca - tyrana, który będąc zagorzałym katolikiem i bardzo zamożnym człowiekiem, stanowi wzór postępowania dla całej lokalnej społeczności. Powieść rozwija się bardzo dynamicznie ale nie epatuje przemocą. Ta pokazana jest dużo subtelniej, ale też bardzo sugestywnie poprzez opisy życia codziennego Koambili oraz tego co jest dozwolone, a co zakazane. Chwilami opisy stają się tak gęste od obrazów i zapachów, że aż przejmujące. Czujemy na własnej skórze dramat rodziny. Ale są też wątki dające nadzieję, pokazujące zmianę życia rodziny Kambili poprzez spotkania z innymi ludźmi, w tym postać młodego nigeryjskiego księdza, który pokazuje odmienną twarz Boga, od tej którą zna młoda dziewczyna. Finał historii jest zaskakujący i przejmujący zarazem. Przepiękna, mądra powieść, dająca dużo do myślenia.