środa, 13 stycznia 2010

Fryzjer


Luiza była jeszcze w pracy, kiedy zadzwonił telefon. Odbierając połączenie zauważyła, że był to służbowy numer jej siostry. Dziwne, Suzanne nie było przecież w Paryżu.
– Dzień dobry – w słuchawce odezwał się niezbyt miły głos sekretarki Suzanne. Musi Pani podjechać do naszego biura po przesyłkę. Szefowa powiedziała, że to pilne.
Luizę zatkało. Co za bezczelny babsztyl śmie jej rozkazywać?!- pomyślała zirytowana. Ale nie chcąc wdawać się w zbędne dyskusje, odparła: „ Nie mogę podjechać do biura. Proszę zostawić przesyłkę u mojego fryzjera w Centrum Kenzo przy Pont Neuf.” „Tak, tak. Odbiorę ją na pewno po 16-tej. Proszę o nic się nie martwić. Luk to zaufany człowiek” – dodała. Zastanawiała się, dlaczego siostra nic jej nie powiedziała przed wyjazdem? Dlaczego odebranie jakiejś przesyłki było tak pilne? I wreszcie, co ona miała z tym wszystkim wspólnego?

Równo o 15-tej wyszła z baru, w którym pracowała od kilku miesięcy i wolnym krokiem skierowała się do stacji metra. Miała godzinę na dotarcie do fryzjera. Dzień był deszczowy, ale w powietrzu czuło się już wiosnę. Luiza rozłożyła swój ulubiony czerwony parasol i w ostatniej chwili zrezygnowała z metra. Ruszyła w wyznaczone miejsce piechotą, zatrzymując się co chwilę przy wystawach reklamujących zimową wyprzedaż. Nagle w jej torbie zabrzęczała komórka. Był to dźwięk oznajmujący otrzymanie sms-a. Kto o tej porze mógł wysyłać wiadomość? Wyjęła telefon i przeczytała: „Wylądowaliśmy w Nairobi. Jest ciepło. Po 16-tej zobaczymy Kilimandżaro. Czy odebrałaś już przesyłkę?”. Nic z tego nie rozumiała, chociaż widziała, że wiadomość została wysłana z telefonu jej siostry. Postanowiła na razie nie odpowiadać, tylko najpierw odebrać przesyłkę.

Dotarła właśnie na drugi brzeg Sekwany, gdzie z daleka widać już było szkło i aluminium okazałego budynku Kenzo. Lubiła to miejsce. Bardzo często, po wizycie w salonie fryzjerskim, wjeżdżała windą na piąte piętro i szła na lekką kolację do restauracji znajdującej się na dachu budynku. Mogła stąd podziwiać zachód słońca nad Sekwaną i zapalające się powoli latarnie na moście Pont Neuf. Z wysokości piątego piętra most wydawał się niewielki, a poruszające się po nim samochody przypominały dziecięce zabawki. Widok ten zawsze ją poruszał i przypominał dziecięce marzenia o bajkowym Paryżu.

Tego dnia nie miała jednak umówionej wizyty u fryzjera i nie planowała kolacji w restauracji Kenzo. Strącając z parasola krople deszczu, weszła szybkim krokiem do budynku przez duże, przeszklone drzwi. Zauważyła w oddali Luka krzątającego się energicznie po swoim salonie. Mimo wczesnej pory i deszczowej pogody ruch u fryzjera był spory. Luk też zauważył Luizę. Wybiegł z salonu, teatralnym gestem otworzył jej drzwi i kiedy go mijała, wyszeptał: „ Luizo. Wyglądasz jak zwykle czarująco.” Och ten Luk, wiedział jak zaskarbić sobie względy kobiet, nawet tych najbardziej wymagających. Jego błękitne, duże i rozmarzone oczy, krótko obcięte blond włosy (chyba je farbował) i co tydzień inny kształt bródki, zawsze robiły wrażenie na płci przeciwnej. A Luk kochał zmiany. Nie tylko we fryzurach i zaroście, także w życiu. Na salonach francuskiej socjety znany był z licznych podbojów miłosnych i barwnych opowieści o najnowszych trendach w światowym fryzjerstwie. Swój wolny czas dzielił bowiem między kobiety a pokazy fryzjerskie, głównie te w egzotycznych krajach. Wyznawał zasadę, że życie jest krótkie, ale fascynujące. Dlatego jeździł gdzie, się dało, a do codziennej, żmudnej pracy w salonie zatrudniał świetnie wyszkolony, słynny na cały Paryż zespół fryzjerów z różnych stron świata. Tego dnia Luk był jednak w salonie i czekał na przyjście Luizy.
– Moja droga – powiedział – Czy nie zrobiłaś sobie z mojego salonu punktu przerzutu kokainy? – wypowiadając to zdanie, obrzucił ją namiętnym spojrzeniem i pięknie się uśmiechnął. Tak, Luk był mistrzem, nie tylko fryzjerstwa.
– Chyba żarty sobie stroisz. To zwykła przesyłka z dokumentami – odparła Luiza.
– Dokumenty chyba nie brzęczą i nie przypominają w dotyku torebeczek z białym proszkiem – ciągnął Luk, patrząc jej w oczy w słodki i uwodzący sposób.
– Luk, daj spokój. Co też przyszło ci do głowy?– mówiąc to spostrzegła, że prawie wszyscy pracownicy salonu spoglądali na nią z zaciekawieniem. Co się tu działo? Przecież znali ją od dawna i nigdy przedtem nie zauważyła, żeby tak dziwnie się jej przyglądali. Nie wiedząc dlaczego Luiza zaczęła się tłumaczyć. – Przepraszam, nie uprzedziłam cię , że przyjdzie do was nieznana osoba i zostawi dla mnie kopertę. Nie widziałam w tym nic niestosownego i dlatego nie zadzwoniłam do ciebie wcześniej.
– Dobrze, dobrze. Nie ma sprawy, ale będziesz musiała się odwdzięczyć – mrugnął do niej tajemniczo. Udała, że nie wie, o co chodzi, ale tak naprawdę była zdezorientowana. Najpierw informacje o przesyłce, potem dziwne sms-y od siostry, a na koniec porozumiewawcze mrugnięcie fryzjera. Znała Luka już kilka lat i oprócz pewnego miłego epizodu, który zdarzył się między nimi na początku znajomości, nigdy potem już nic się nie działo. On preferował krótkie, niezobowiązujące znajomości, a ona po kilku nieudanych związkach, mężczyzn traktowała z wyraźnym dystansem. Nie szukała już kolejnej miłości swego życia. U Luka ceniła szczególnie wrażliwość na piękno i szczerość w kontaktach, a oprócz tego pogodny charakter i duże poczucie humoru. Tekst o kokainie był kolejnym tego przykładem. Wiedziała, a jednak czuła się dziwnie. Dlaczego? Coś jej nie pasowało w pozornie nie powiązanych ze sobą zdarzeniach i tajemniczych informacjach.
Gdy zbierała się do wyjścia w torebce znowu zabrzęczała komórka. Był to kolejny sms od siostry: „Uważaj na fryzjera. On zna sekret”. Jaki sekret? O co w tym wszystkim chodzi? – pomyślała. Mocniej ścisnęła paczuszkę, którą wręczyła jej wcześniej recepcjonistka i szybkim krokiem wyszła na ulicę. Nie chciała już dłużej zastanawiać się nad tym, co, kto, z kim i dlaczego. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu i z dala od wścibskich oczu obejrzeć zawartość przesyłki.

Drogę powrotną odbyła metrem. Od budynku Kenzo dzieliły ją co prawda tylko dwa przystanki, ale tym razem nie miała ochoty na spacer.
Po dziesięciu minutach od odebrania przesyłki siedziała już w fotelu swego przytulnego mieszkanka. Na jej kolanach spoczywał rudy kot o nobliwym imieniu Joseph mrucząc popołudniową kołysankę. Powoli rozerwała kopertę. W środku znalazła kolejną z dużym napisem – „Otwarcie grozi uduszeniem. Zanim zrobisz następny krok, zadzwoń pod numer (01)688-999-478”. Przeczytała tekst ponownie. „Otwarcie grozi uduszeniem” Czy był to głupi żart? Czy działo się to naprawdę? Luiza poczuła strach. Przed jej oczami zaczęły pojawiać się słowa, wyjęte jakby żywcem z powieści kryminalnych: wąglik, ptasia grypa, cyjanek ...Każda z tych nazw budziła grozę i powodowała, że Luiza coraz bardziej bała się tego, co za chwilę nastąpi. Miała też za złe i siostrze , i Lukowi, że wpakowali ją w tak niebezpieczną przygodę. Chwileczkę – otrząsnęła się na moment. A może Luk i jej siostra mieli ukrywany przed wszystkimi ognisty romans i chcieli się jej pozbyć? Tak, to było bardzo prawdopodobne – pomyślała. Te dziwne sms-y, Nairobia, Kilimandżaro - to pewnie był szyfr, którym porozumiewali się, wykorzystując jej osobę. W ten sposób informowali się nawzajem, jak wygląda sytuacja i kiedy wreszcie zlikwidują ją i szwagra. Tak, tak, teraz wszystko układało się w logiczną całość. Ona i Jacques mieli zginąć, a Suzanne i Luk wyjechać razem do Australii. Ten scenariusz wydawał się jej całkiem prawdopodobny. Że też nie wpadła na to wcześniej – pomyślała. Ostatnio, rozmawiając z Suzanne dowiedziała się, że w Australii otwierają się nowe perspektywy pracy dla architektów, a Luk karmił ją opowieściami o surfowaniu po oceanie i pokazywał w przewodniku, który niedawno zakupił zdjęcia bajecznych australijskich plaż. Hm. To nie mógł być przypadek. A teraz jeszcze ta śmiercionośna przesyłka i numer telefonu napisany dużymi literami na białej kopercie. Przesłanie brzmiało: albo zadzwonisz, albo zginiesz. Wybrała to pierwsze. Drżącymi palcami wystukała podany numer. Po drugiej stronie słuchawki usłyszała nieco chrapliwy, męski głos: „Halo, kto mówi? Halo!”. Po krótkim milczeniu odezwała się stanowczo, nie okazując zdenerwowania : „Tu Luiza. Mam w ręku niebezpieczną przesyłkę, a na niej pana numer telefonu jako mojego wybawiciela”.
– Czy pani wie, która godzina? Ja pracuję tylko do 16-tej, a potem fajrant. Żeby człowiek nie stawiał warunków, to by mu na głowę wleźli! – dodał zniecierpliwiony .
Luiza zbaraniała. Tu chodziło o jej życie, a facet mówił, że pracuje tylko do 16-tej! Walcząc o przetrwanie, zaczęła go błagać, żeby w jej sprawie zrobił wyjątek, ale on monotonnym, chociaż coraz bardziej poirytowanym głosem, odpowiedział: „Słuchaj, mała. Ja nie mam czasu ani ochoty zajmować się po godzinach burżuazyjnymi laleczkami i ich stanami duszy. Mam na głowie inne, ważniejsze zajęcia, dużo ważniejsze”. Tu tajemniczo ściszył głos, a potem po prostu się rozłączył. Na jej kolejne próby dodzwonienia się nie reagował.
Luiza czuła jak fala strachu zalewa ją coraz bardziej. Bała się ruszyć z fotela. Nie wiedziała, czy zmiana pozycji nie spowoduje uduszenia. Wszak taki właśnie napis widniał na kopercie. „Uwaga! Otwarcie grozi uduszeniem”. Ale Luiza nie widziała słowa „otwarcie”. Już samo trzymanie przesyłki na kolanach wydawało się jej śmiertelnie niebezpieczne. Lęk stawał się coraz większy. Narastał stopniowo, ale coraz mocniej. Czuła, że zaczyna się dusić. Koło niej był tylko Joseph, który zaniepokojony sytuacją zeskoczył z fotela i z zaciekawieniem obserwował dziwne zachowanie swojej pani. Luiza z sekundy na sekundę czuła się coraz gorzej. Oddech stawał się płytki, przerywany. Dusiła się. W jej słabnącym i coraz bardziej zamglonym umyśle kołatała się tylko jedna myśl. Tak. Podejrzenia co do Luka i Suzanne były prawdziwe. Z trudem po raz ostatni otworzyła oczy. Chciała wzywać pomocy, ale nie mogła. Lęk paraliżował całe jej ciało, uniemożliwiał krzyk.
I nagle wszystko się zatrzymało. Luiza straciła przytomność.

Kiedy się ocknęła, leżała na pięknej, złotej plaży. Wokoło słychać było szum oceanu. Ktoś delikatnie gładził ją po włosach i powtarzał: „Kochanie, nic się nie stało. Chyba przysnęłaś i miałaś koszmary. Ale teraz już wszystko jest dobrze.”
Luiza zdezorientowana rozejrzała się ostrożnie dookoła. Krajobraz był bajeczny, wręcz idylliczny. Dotychczas takie widoki widywała jedynie na filmach National Geographic. Gdzie była i kim był mężczyzna siedzący obok? Powoli, bardzo powoli odzyskiwała pamięć. Po chwili już wiedziała. Przypomniała sobie. Była w Australii. Ona, Joseph i ... Luk, który teraz patrzył na nią błękitnymi, dużymi oczami, nieco zatroskany.
– Nie bój się, niczego się nie bój. Jestem przy tobie. Jesteśmy razem w naszej ziemi obiecanej – wyszeptał ciepło, czule nachylając się nad nią.. Aha, zapomniałem ci powiedzieć, że twoja siostra przysłała wiadomość. Właśnie wrócili z Jacques’iem z Nairobii. Wyobraź sobie, że wspięli się też na Kilimandżaro. Są zachwyceni i szczęśliwi jak nigdy dotąd. – zakończył, dotykając znowu jej włosów i wyczesując palcami resztki uwięzionych wodorostów.
Obok, na kocu leżała biała koperta. Dużymi literami ktoś napisał numer telefonu i nadawcę: (01)688-999-478, Suzanne.


Ewa Zygadło
28.02.06
Warszawa
Poprawki lipiec 2009