„Istnieją w nas obszary niedostępne drugiemu człowiekowi.Są to lodowate lochy naszego wnętrza, w którychniezrozumiani i samotni czekamy na promyk światła”Anselm Grun
Paczka Gitanes’ów
Pociąg ruszył ze stacji Warszawa Centralna. W bezprzedziałowym
wagonie nie było, tym razem, wielu osób. Jakieś dwie, głośno zachowujące się
małolaty, starsza dystyngowana pani w kapeluszu, dwóch biznesmenów w dobrze
skrojonych garniturach i młody mężczyzna z laptopem pod pachą.
Agnieszka opadła zmęczona na swoje
miejsce. Niedaleko od niej usadowił się zauważony wcześniej przez nią mężczyzna. Po
chwili rozmawiał już z kimś przez telefon. Nie zwróciłaby na niego specjalnej
uwagi, gdyby nie jego głos, znajomo wypełniający przestrzeń zmysłowym „Uhm, uhm, tak, tak ”. Jej uwagę przyciągnęło
właśnie to „uhm”, mówione w ten sam sposób, w jaki słyszała to kilka dni temu z
ust swego kochanka. Zamknęła
oczy. Zobaczyła dłoń, zapalającą papierosa i nagiego mężczyznę leżącego na
szerokim łożu w luksusowym apartamencie. Za oknami panował mrok. Miasto powoli
układało się do snu. Kilka samochodów leniwie przesuwało się, to tu, to tam,
szerokimi alejami. Była wiosna. Wszystko po raz kolejny, na nowo budziło się do
życia.
Nagi, atrakcyjny mężczyzna leżący
obok niej, przeciągnął się zmysłowo. Jego prawa dłoń przesuwała się powoli po
jej ciele, zatrzymując się leniwie na
lewej piersi. Drugą
dłoń, trzymającą papieros, zbliżył do ust i zaciągnął się głęboko. „Uhm, uhm,
jak dobrze” – zamruczał. Nie wiedziała,
co odpowiedzieć. Wolała bez słów rozkoszować się tą chwilą, kiedy spełnienie
wypełnia ciało, a czas biegnie w zwolnionym tempie. Poprosiła o papierosa. Zdjął rękę z jej piersi, poszukał po ciemku pudełka Gitanes’ów,
wyjął papierosa i zapalił. Umiejętnie, z dużą atencją, wsunął
papieros w jej usta. Ciało błyskawicznie zareagowało na ten gest, wstrząsnął
nią dreszcz pożądania. Mężczyzna zauważył to i roześmiał się głośno.
– Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, aby kobieta tak bardzo pożądała… Papierosa– dodał po chwili rozbawiony. Jego głos brzmiał ciepło i zmysłowo, a umięśnione, gładkie ciało na nowo przylgnęło do niej gwałtownie.
– Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, aby kobieta tak bardzo pożądała… Papierosa– dodał po chwili rozbawiony. Jego głos brzmiał ciepło i zmysłowo, a umięśnione, gładkie ciało na nowo przylgnęło do niej gwałtownie.
– Uważaj, żebyś się nie sparzył –
krzyknęła. I w ostatniej chwili cofnęła dłoń z papierosem, niebezpiecznie zbliżającą się do jego nagiego
torsu.
– Nie sparzę się, nie sparzę. Znamy się
przecież już tyle lat- powiedział zbyt poufale, a może tylko tak jej się zdawało? Jego usta zbliżyły się do jej warg, a gorący
oddech otulił ją znowu pożądaniem. Czuła, jak wzbiera w niej namiętność i
ochota na seks. Na seks niczym nieskrępowany, zwierzęcy, bez tabu. Jej ciało na
nowo domagało się fizycznego spełnienia. Nie liczyło się w tej chwili, nic więcej.
W pośpiechu zgasiła, na wpół spalonego papierosa, oplotła jego biodra swoimi
nogami i wtuliła się w niego mocno.
Czuła, jak ciepło jego ciała rozgrzewa ją na nowo. Czuła zapach jego skóry,
przyjemną woń niedawno wypalonego papierosa i oddech, który przyśpieszał z
sekundy na sekundę. Nic nie mówiąc, pocałowała go namiętnie w rozchylone usta.
Taniec splątanych ciał rozpoczynał się na nowo. Najpierw powoli, nieco leniwie,
a po chwili szybciej, gwałtowniej, coraz szybciej. Nie mówiła nic.
A
on, co chwilę wydawał z siebie zmysłowe „uhm, uhm”, co tylko potęgowało jej
pożądanie. Czas już nie istniał, miasto - też nie. Widziała tylko jego ciało
i usta. Czuła każdy naprężający się
mięsień. Dotykała z lubością jego włosów, karku, pleców i pośladków. Czuła siłę
jednogłowego olbrzyma na swoim udzie, brzuchu, a potem na piersiach, których
brodawki stanęły na baczność, twardniejąc z pożądania. Teraz tańczyli afro dance
w rytm szalejących bębnów. Gorąca muzyka innego kontynentu rozbrzmiewała w jej
wyobraźni. Czuła jak rytm namiętności i zapomnienia unosił ją w obszary,
których dotąd nie znała. Traciła kontrolę. Była tylko rozpalonym ciałem.
Odbierała życie jedynie zmysłami. I nic już nie przeszkadzało w fizycznym
odczuwaniu spełnienia. Jego powtarzane „uhm, uhm, uhm” przekształcało się w
mocne uderzenie bębna „bum, bum, bum!”. Wybijało zmysłowy rytm, coraz głośniej
i głośniej. Ona też była tym dźwiękiem, tym uderzeniem, tą zwierzęcą
wibracją. Czuła to w całym swoim ciele. Unosiła się w rytm muzyki i opadała,
nie wiedząc już, gdzie była, i kim był mężczyzna podążający za nią w szaleńczym korowodzie.
I nagle wszystko umilkło. Cisza
wdarła się w rozedrgane ciała i zatrzymała je w pół kroku. Zastygli w dziwnej
pozie, oboje. Niespodziewanie otoczyła ich zimna przestrzeń, lodowate podmuchy
wiatru i ciemnogranatowe chmury, zza których wyjrzał blady i rachityczny księżyc. Przestraszeni przylgnęli mocniej do swoich nagich
ciał. Chcieli na nowo poczuć żar, który
rozpalił ich zmysły. Nie wiedzieli, że zamienił się on właśnie w niedopałek
dogasającego papierosa. Papierosa, pozostawionego samotnie w hotelowej
popielniczce. Znowu byli daleko od siebie, zziębnięci. Zegar na Pałacu Kultury
wybijał jakąś godzinę. Pojedyncze, zagubione samochody przejeżdżały w pośpiechu
alejami. Gonił je strach, strach przed samotnością i przemijaniem.
„Szanowni Państwo, informujemy, że za 5
minut pociąg wjedzie na stację Poznań
Główny. Pasażerów wysiadających w Poznaniu, prosimy o przygotowanie się do
wyjścia i sprawdzenie, czy nie pozostawili w
pociągu żadnego bagażu.” Ochrypły głos wydobywający się z głośnika, wyrwał
Agnieszkę z zamyślenia. Wspomnienie chwilowej bliskości z mężczyzną spotęgowało
jej samotność – nieodłączną wieloletnią towarzyszkę życia. Wstała,
zarzuciła na ramiona lekki wiosenny prochowiec i wzięła do ręki niewielką
walizkę, z którą zazwyczaj podróżowała. Przed nią, gotowy do wyjścia, stał młody
mężczyzna z laptopem. Przypominał jej kogoś, ale nie wiedziała kogo. Z tylnej kieszeni
jego dżinsów wystawała paczka Gitanes’ów. Pociąg zatrzymał się na stacji.
Pasażerowie ustawieni w kolejce, spokojnie czekali na opuszczenie wagonu.
– Proszę
podać mi torbę, pomogę pani.– to mówił on – młody mężczyzna z laptopem i papierosem w lewej dłoni. Drugą rękę
wyciągał w jej kierunku. Jego głos brzmiał ciepło i zmysłowo: – Czy my się czasami nie znamy?
Ewa Zygadło,
pociąg IC Warszawa-Wrocław
9.04.2008/18.06.2009